
Rozumiem, że dzieci powinny ćwiczyć swoje umiejętności plastyczne, jednak jedna praca na tydzień, zadana na weekend, na pewno w zupełności by wystarczyła. Dziecko miałoby wtedy dużo czasu na zajęcie się zadaniem i nauczenie jak daną rzecz wykonywać samodzielnie. W przypadku gdy przeciętnie trzy razy w tygodniu trzeba coś zrobić, coś wyszyć lub namalować ani ja, ani moja córka nie mamy już czasu i siły na zajmowanie się tego typu obowiązkami, a jednak zrobić to trzeba.
Tym, co w szczególności działa mi na nerwy jest fakt, że nauczycielka córki, nauczyciel Rzeszów, ocenia prace nie dzieci, a ich rodziców. Pewnego razu moja córka postanowiła sama zrobić jaką wyszywankę, a gdy zaniosła efekt swojej wielogodzinnej, ciężkiej pracy do szkoły pani postawiła jej ocenę dostateczną. Inne dziewczynki, którym mamy pomogły w zadaniu domowym otrzymały oceny celujące. Czy to jest sposób na wychowanie?